Ostatnio pochłonęły mnie sprawy zawodowe, dałam się ponieść codzienności i zabrakło już sił, a przede wszystkim czasu na pisanie.
Ale wracam z postem o niezwykłym obiekcie, z intrygującą i jednocześnie dramatyczną historią.
Zamek Książ – wszyscy go znamy, cieszący się wciąż niesłabnącą popularnością.
Trzeba to przyznać i pokreślić – Wałbrzych jest w posiadaniu perły, którą otoczył właściwym dla jej wartości zainteresowaniem. I cieszy mnie niezmiernie fakt, że zamek wraca do swojej dawnej świetności.
Przy pierwszym zetknięciu odnosi się wrażenie, iż mamy do czynienia z niedużym obiektem.
Nic bardziej błędnego. Kiedy spojrzymy na niego z innej perspektywy, z oddali – uderzy nas ogrom, potęga i niejednolitość stylistyczna. Jesteśmy już pewni, że to trzeci, co do wielkości zamek w Polsce.
I właśnie takie budowle, które powstają przez wiele wieków, w rozmaitych epokach historycznych, a ich części narastają, zachodzą na siebie, przenikają – niezwykle mnie intrygują i fascynują. Przede wszystkim ze względu na widoczny upływ czasu, zmiany funkcjonalności, zderzenie stylów i koncepcji czy artystyczny dialog. Każdy z kolejnych właścicieli czy użytkowników odcisnął swe piętno, wniósł swoje spojrzenie na świat.
I taki jest również Książ.
Zamek, którego przeszłość sięga XIII wieku pierwotnie pełniący funkcję obronną, aby na początku XX wieku stać wytworną, pełną przepychu rezydencją niemieckich arystokratów – Hochbergów.
Ucieszyła niezmiernie mnie możliwość ponownego pobytu w Książu, tym bardziej, iż miałam okazję szczególnego zwiedzania obiektu, po jego zamknięciu dla turystów. Cisza wnętrz, spokój oprowadzania, opowieści przewodnika stworzyły dość niezwykłą, wręcz romantyczną atmosferę. Mogłam także oddać swobodnie mojemu nałogowi fotografowania…
Już na progu cieszy oko urokliwe wejście.
We wnętrzu natomiast witają nas dawni właściciele, twórcy ostatecznego kształtu zamku – Jan Henryk XV i jego żona – Maria Teresa Olivia Conrwallis – West, zwaną Daisy razem z synami, Janem Henrykiem XVII, Aleksandrem i Bolkiem. Ten ostatni wsławił się rodzinnym skandalem wdając się w romans z drugą żoną swego ojca – Clotilde de Silva y Gonzales de Candamo (ten wątek wykorzystano w polskim filmie “Magnat”).
Daisy wyróżniała się urodą, wytwornością i wspaniałym gustem, To ona przede wszystkim wpływała na wystrój wnętrz, miała wyczucie stylu i przywiązywała ogromną wagę do jakości wyposażenia zamku. Otaczała Książ ogromną troską i zainteresowaniem.
Nie mniej historia, a szczególnie czasy wojny i okres powojenny, doprowadziły obiekt do całkowitego upadku i ruiny. Znam opowieści osób mieszkających w Wałbrzychu w tym dramatycznym momencie, gdy Książ był pozbawiony wszystkich okien i drzwi, a wiatr hulał, jak tylko chciał. Niezmiernie ciężko wyobrazić sobie budowlę o kubaturze prawie 150 000 metrów sześciennych, 400 opustoszałych pomieszczeń i szokującej pustce, ciemności i jakimś bólu tego miejsca. A taka przerażająca przeszłość dotknęła zamek.
Dlaczego o tym piszę? Dlaczego poświęcam temu uwagę?
Z dość prostej przyczyny. Trzeba mieć świadomość, że podczas zwiedzania i podziwiania zamku, zobaczymy pewną artystyczną interpretację, wizję tego, co udało się odtworzyć. Z oryginalnego wystroju wnętrz nie pozostało praktycznie nic. Całe szczęście ocalały tzw. mury, których Niemcy nie zdążyli do końca zniszczyć, choć rozpoczęli proces celowych, szalonych zmian, de facto zniszczeń. Trzeba o tym pamiętać.
Często zastanawiałam się czy stylizowanie, rekonstrukcja dawnych wnętrz ma w ogóle sens. Myślę, a nawet jestem przekonana, że tak. Przede wszystkim dlatego, że wprowadzane zmiany, wynikające ze współczesności, z aktualności wnoszą energię, ofiarują nowe życie obiektowi. Powstaje zupełnie inna jakość.
Zapraszam zatem na spacer.
Na wstępie sala z XVII -wiecznymi obrazami, które powróciły na zamek po 72 latach z dawnej kolekcji Jana Henryka XV
Słynna dwukondygnacyjna Sala Maksymiliana urządzona w stylu barokowym. Ozdabia ją wspaniały plafon z 1732 roku, którego autorem jest Scheffer. Najciekawsza, reprezentacyjna, gdzie władze Wałbrzycha przyjmują wyjątkowych gości.
Salon Gier z interesującym drewnianym stropem.
Inne ciekawe zamkowe przestrzenie.
I oczywiście rewelacyjny widok z zamkowych okien. Książ położony jest przecież na wysokości 395 m n.p.m. nad doliną Pełcznicy.
Ale zakończę swe refleksje o Książu dość gorzko, pokazując pozostałości po działaniach Niemców w okresie wojny, kiedy rozpoczęto akcję Riese i proces drążenia tuneli, jak również przebudowy zamkowych pomieszczeń.
Nie mogę nie wspomnieć o tzw.”złotym pociągu”, który ponoć może znajdować się w licznych w tym rejonie podziemnych tunelach i schronach. Jest to oczywiście nader możliwe, opowieściami żyje cały Wałbrzych i nie tylko. Liczni poszukiwacze przygód przybywają w te okolice. Ale odniosłam wrażenie, że to tylko sprytny chwyt reklamowy…
Zamek Książ – to bezsprzecznie obiekt godny uwagi i zainteresowania. Jeśli “zbłądzicie” w te strony Dolnego Śląska, to wstąpcie tu koniecznie. Naprawdę warto, chociażby po to, by pospacerować szlakiem licznych tarasów otaczających ten zabytek.
Mimo później pory, deszczowej aury, butów na obcasach i zapadającego zmierzchu, udało mi się też tam zajrzeć…