Wróciłam przedwczoraj w nocy z mojej kolejnej, tym razem wiosennej, wyprawy do Wiecznego Miasta. Towarzyszyła mi moja córka Klaudyna, z którą wspólnie zdzierałyśmy buty włócząc się po rzymskim, czasami mokrym od deszczu bruku…
Musiałam troszkę dojść do siebie po kilku bardzo intensywnych, pełnych rozmaitych przeżyć dniach w Italii, choć dzisiaj zdążyłam być już na dwóch maleńkich, interesujących wystawach w Muzeum Narodowym w Poznaniu (o czym pewnie coś napiszę , kiedy uporam się z tematami rzymskimi).
Moje wrażenia rozpocznę od wystawy Marca Chagalla zatytułowanej “Love and life”