Obraz “Głowa kobiety i maska” Karla Schmidta Rottluffa to jeden z obrazów, który urtwalił się w sposób szczególny w mojej pamięci, po wizycie w znakomitym Albertinum w Dreźnie.
W ubiegłym roku odwiedziłam Zwinger i oczywiście Galerię Starych Mistrzów.
Każdy miłośnik sztuki powinien pomyśleć o podróży do Drezna. To urokliwe i pełne turystów miasto, nawet zimową porą, przyciąga także kolekcjami dzieł znakomitych artystów. Moja droga do stolicy Saksonii zajęła zbyt dużo czasu, ale nadrabiam zaległości.
W tym roku postawiłam na sztukę bliższą naszym czasom i wybrałam się na wspaniałą wystawę w Albertinum zatytułowaną Sztuka od romantyzmu do współczesności.
Kto uwielbia i fascynuje się twórczością romantyków, odnajdzie w kilku pierwszych salach doskonałe obrazy przedstawicieli tego kierunku na czele z Casparem Davidem Friedrichem (1774-1840). Nie jest to przypadkowe miejsce. Malarz był związany z miastem i zmarł w Dreźnie.
Landscape with a Bare Tree, c.1798
Tematyka obrazów przenosi widza w dość ponury, ale zarazem tajemniczy świat przyrody, skupiającej na sobie uwagę. Króluje zgaszona, ciemna kolorystyka od głębokich brązów i szarości po butelkową zieleń. Pojedyncze, pozbawione liści drzewa, czasami wręcz uschnięte, z powykręcanymi jak w konwulsjach gałęziami, przynoszą niepokój, lekki lęk i niepewność. Stajemy się refleksyjni.
Czasami na tle tych krajobrazów pojawia się człowiek, zawsze samotny, niekiedy odwrócony tyłem do widza, zapatrzony w nieokreśloną przestrzeń. Jest wrażenie pewnej skończoności i kresu.
Obraz poniżej, datowany nieco później, pokazuje już zmiany w stylistyce i kolorystyce artysty, ale wrażenie pustki i samotności pozostaje.
The Groses Gehege near Dresdem, 1832
Inne dzieło przedstawiciela romantyzmu, to obraz samotnej kobiety siedzącej na balkonie, wpatrzonej w przestrzeń zamglonego krajobrazu. Autor obrazu Carl Gustaw Carus to dla mnie artysta całkowicie nieznany. W pierwszej chwili myślałam, że to kolejny płótno Friedricha. Przyglądając się jednak dokładniej zauważyłam dyskretne różnice. Podobieństwo wynika z tego, że Carus był uczniem Friedricha, więc pewnie przejął coś z mistrza.
Tego rodzaju obrazy zawsze mnie intrygują i zatrzymują mój wzrok. Człowiek wobec przyrody, wobec swoich problemów życiowych czy chwilowe zamyślenie, krótka refleksja nad błahym, nic nie znaczącym zdarzeniem dnia codziennego? Odwrócenie postaci wskazuje na jej wyizolowanie, wyłączenie z rzeczywistości, na chwilę odosobnienia.
Carl Gustaw Carus (1789-1869), Woman on the Balcony, 1824
Z twórczością Arnolda Bocklina spotykałam się do tej pory niewiele razy w muzeach, tym bardziej ucieszyły mnie jego dzieła w Albertinum. Szczególną moją uwagę zwrócił obraz poniżej przedstawiający pejzaż słonecznego dnia. Niebo wyjątkowo czyste, lazurowe. Wyczuwa się oślepiający blask słońca. Prawie mrużę oczy. Postaci kąpiące się w niewielkiej rzece położonej wśród strzelistych drzew i płaskich pól. Obraz przypomina bardziej fotografię poddaną specjalistycznym filtrom, jak na instagramie.
Arnold Bocklin (1827-1901), Summer Day, 1881
Walter Georgi to kolejny artysta, z którym spotkałam się po raz pierwszy. Nie odnalazłam zbyt wielu informacji na jego temat. Na pewno miał profesjonalne wykształcenie. Był nie tylko malarzem, ale także znakomitym ilustratorem. Zaprojektował miedzy innymi cykl pocztówek dla Bahlsen.
W Galerii Nowych Mistrzów odnalazłam piękny obraz trzech dziewcząt w białych sukniach pijących kawę. To scena rodzajowa zatrzymująca na chwilę czas relaksu, przyjemności i wyciszenia.
Walter Georgi (1871-1924), Coffee in the Garden, 1894
Edgas Degas – zawsze miło go spotkać. Jego tancerki niezmiennie fascynują. Nikt jak on nie potrafi uchwycić tych subtelnych momentów przed i po tańcu. Chwil przygotowań, prób ale również refleksji czy zmęczenia dziewcząt.
Edgar Degas, Two Dancers, c.1898
Henri R. de Toulouse- Lautrec stworzył swój własny malarski świat, do którego przeniósł głównie kobiety lekkich obyczajów, ich rytuały, emocje, brak nadziei , strach czy zwątpienie. Zachowują się na swój sposób wulgarnie ze względu na ubiór czy pozy ciała, ale nie czujemy niechęci. Bardziej współczucie i zrozumienie. Ten świat mnie niepokoi przez kolorystykę, wirujące, dynamiczne pociągnięcie pędzla.
Myślę, że artysta dobrze czuł się w środowisku ludzi dotkniętych trudami i bólem życia. Nie widział wtedy swojej ułomności.
Henri R. de Toulouse- Lautrec (1864-1901), Two Friends, 1895
Przechodząc do kolejnej sali Albertinum uśmiecham się. Dlaczego?
Przede mną obrazy artystów najwyższej klasy. Czuję już smak duchowej uczty, jaką mnie czeka poprzez wrażenia dla duszy i ciała.
Pierwszy Paul Gauguin.
Jego egzotyczne dziewczęta zawsze radują serce. Cudowna, ostra kolorystyka ogrzewa serce.
Paul Gauguin (1848-1903), Parau Api. What’s New? , 1892
A oto rzadko oglądany przez mnie Edouard Manet. Dostojna Lady w różu spogląda pewnie przed siebie. Nie patrzy na widza. Jest ponad nim i poza nim. Koncentruje się na swoich myślach, może marzeniach.
Edouard Manet ( 1832 -1883), Lady in Pink
Kolejnego malarza witam z entuzjazmem. To Vincent van Gogh. Zaprzyjaźniłam się z nim bliżej w Amsterdamie, w muzeum poświęconemu tylko jego obrazom. Przenoszę więc myśli do ciepłego maja tego roku i mojej krótkiej, ale fascynującej wizyty w Holandii. Kontakt z prawie 200 dziełami van Gogha pozostawia w człowieku tak wiele emocji, radości i energii. To było dla mnie niezwykłe przeżycie. Nie wierzyłam, że tam jestem, otoczona zewsząd obrazami tego wyjątkowego artysty. Apogeum emocji osiągnęłam, kiedy zobaczyłam skopiowany przez niego japoński miedzioryt autorstwa Hiroshige “Bridge in the rain” , który zwrócił także moją uwagę na jednej z wystaw. Mieliśmy podobne gusta!.
Już myślę o powrocie do amsterdamskiego muzeum, jednego z ciekawszych , jakie miałam szczęście widzieć.
Poniżej jedna z wielu jego martwych natur.
Vincent van Gogh (1853-1890), Still Life with Quinces, 1887/88
Nie mogło zabraknąć innego przedstawiciela impresjonizmu, jakim jest Claude Monet.
Claude Monet (1840-1926), Jar of Peaches, 1866
Ale artystą, który wywołał u mnie entuzjazm był mniej mi znany ekspresjonista Karl Schmidt-Rottluff. Założyciel w 1905 roku słynnej grupy “Die Brucke”, w skład której wchodzili Kirchner czy Heckel. Ośrodkiem ich działalności było Drezno. Z kolei w Monachium powstała w 1911 roku inna grupa artystyczna “Der Blaue Riter “(Błękitny Jeździec), kierująca się jednak w stronę ekspresjonizmu abstrakcyjnego. Wśród jej znakomitych członków odnaleźć można takich malarzy jak: W. Kandisky, F. Marc, A.Macke czy P.Klee.
Nie można pominąć polskich ekspresjonistó skupionych wokół poznańskiego czasopisma “Zdrój” na czele z Jerzym Hulewiczem.Tym artystom poświeciłam jeden z postów przy okazji wystawy w Muzeum Narodowym w Poznaniu.
Ekspresjoniści odrzucili realizm i naturalizm. Dążyli w swej sztuce do Absolutu, ponad piękno postawili prawdę, stąd tyle w ich obrazach deformacji, groteski czy przekształcenia formy.
Wrócę jednak do Rottluffa. Jego obraz przedstawiony na wstępie dzisiejszego posta pod tytułem “Głowa kobiety i maska” wywarł na mnie ogromne wrażenie, wręcz mnie zahipnotyzował swoją wyrazistością i właśnie ekspresją.
Wywołał u mnie tak wiele emocji. To było jak olśnienie! Ostra, krzycząca kolorystyka jak u fowistów. Twarz kobiety ukryta w geometrycznych formach i wyłaniająca się jej dłoń z maską. Bohaterka ma opuszczoną głowę, spuszczone oczy. Nie spogląda na widza, nie szuka kontaktu, ale widoczne jest jej zadowolenie z dwulicowości. Dotyka maskę z uwielbieniem. Odsłania swą prawdziwą twarz, ale czy na pewno? Ile twarzy ma tak naprawdę człowiek? Dlaczego ukrywa się za maskami kolejnych wcieleń czy ról? Robi to w sposób świadomy czy nieświadomy? Czy krzywdzi w ten sposób innego człowieka? Czy można do końca być autentycznym, prawdziwym i szczerym? Wydaje się to niemożliwe, a jednak każdy z nas oczekuje od innych prawdziwości i dobrych intencji.
Obraz Rottluffa zadaje mnóstwo pytań, na które warto poszukać odpowiedzi.
Mój zachwyt przeradza się w fascynację artystą. Niewątpliwie zainteresuje się nim w najbliższej przyszłości. Wielka szkoda, że w 1939 wiele z jego obrazów zostało zostało zniszczonych. Był jednych z tych twórców, których dzieła zaliczono do sztuki zdegenerowanej. To efekt zetknięcia polityki, historii i sztuki, nie zawsze z korzyścią dla tej ostatniej.
Poniżej jeszcze choć dwa obrazy Rottluffa.
Karl Schmidt-Rottluff (1884-1976), Lanscape with Trees, 1928
Karl Schmidt- Rottluff (1884-1976), After a Beach, 1912
W Galerii Nowych Mistrzów odnalazłam także obraz innego przedstawiciele grupy “Die Brucke” .To Erich Heckel.
Oczywiście miło było ponownie spotkać obrazy P.Klee. Poznaję go z daleka.
Paul Klee (1879-1940), Sun Gold, 1920
Albertinum może poszczycić się również obrazem znakomitego Pablo Picassa. W tej sali odkrywam, że Galeria Nowych Mistrzów zadbała o doskonałe oświetlenie obrazów. Nawet mój aparat w telefonie komórkowym robi bardzo dobre zdjęcia. Jestem zachwycona.
Pablo Picasso (1881-1973), Fruit, Bowi, Mandolina, Bottle, 1924
A przede mną kolejne odkrycie – kilka obrazów Oskara Kokoschki. Wybieram portret Gitty. Trudno uwierzyć, że w początkowej fazie twórczości jego mistrzem był słynny Gustaw Klimt. Kokoschka jednak kieruje swoje zainteresowania artystyczne w stronę awangardy, także ekspresjonizmu.
Oskar Kokoschka (1886-1980), Portrait of Gitta Wallerstein, 1921
Wcześniej pisałam, że ekspresjoniści odeszli od realizmu, wykorzystywali deformację i brzydotę jako formę odzwierciedlania otaczającej ich rzeczywistości. Ale Otto Dix robi to w wyjątkowy sposób. To nie jest łatwa w odbiorze twórczość. Dla mnie zbyt depresyjna i nie dająca nadziei. Świat jednak ma elementy piękna, mimo wszystko. Do prezentacji wybrałam jeden z łagodniejszych obrazów.
Otto Dix (1891-1969), Family Portrait, 1925
Na zakończenie ciekawy portret Juty. Ostatnio fascynują mnie portrety, oczywiście nie wszystkie. W Albertinum ogromne wrażenie wywarła na mnie sala, nazwana przeze mnie właśnie “portretową”. Wśród licznych obrazów odnalazłam dzieło całkowicie nieznanego mi malarza Conrada Felixmullera. Ciągle się uczę, poznaję coś nowego. To zawsze intryguje.
Juta w różowej sukience z założonymi na kolanach rękoma, figlarnie spogląda na widza.
Conrad Felixmuller (1897-1977), Portrait of Juta Kirchhoff, 1928
Od razu zakochana w tej przestrzeni pełnej portretów, zrobiłam zdjęcie. Moim marzeniem jest mieć ścianę pełną obrazów w swoim mieszkaniu. Może kiedyś się spełni?