Jerzy Piotrowicz ( 1943-1999) i wystawa prezentowana w Muzeum Narodowym w Poznaniu zatytułowana “Piotrowicz i goście” zachwyciła mnie od razu. Weszłam bardzo szybko w część świata stworzonego przez artystę, świata pełnego powtarzających się elementów, w pewnym sensie nawet obsesji. Zawsze doceniam ten wyjątkowy rodzaj dialogu, artystycznej rozmowy pomiędzy twórcami, epokami czy motywami. My odbiorcy jesteśmy świadkami ponadkulturowego porozumiewania się twórców, wchodzimy w ich wrażliwość i doświadczenia, w ich wewnętrzne emocje. Z artystycznej fascynacji sztuką, ich symboliką rodzą się inne dzieła przynoszące nowe znaczenia i doznania…
Stale to powtarzam, nie mówiąc nic nowego, ale wartego podkreślenia, że sztuka jest dla mnie rodzajem przeżywania, widzenia rzeczywistości, przetwarzania jej przez indywidualne emocje i reakcje na otaczający nas świat. Także sposobem na życie, na rozwijanie wrażliwości i ciekawości, odpowiedzią na nurtujące, czasami trudne pytania.
Do jakiego świata zaprasza nas Jerzy Piotrowicz? Niewątpliwie w atmosferę przeszłości, świata obrazów wielkich mistrzów, którymi się fascynował. Obraz, który był mu szczególnie bliski, który go intrygował i wyraźnie fascynował to dzieło Diego Velazqueza “Las Meninas”, czyli “Panny dworskie”. Powiedziałabym, że przetwarzał to dzieło obsesyjnie, wręcz taśmowo. Infantki Piotrowicza spoglądają na nas z bardzo wielu obrazów. Sam artysta mówił, że obrazy “wypełniają jego życie”, że jak malował infantki, to “na całość, na zatracenie” aż do unicestwienia. Oddawał się całkowicie malarstwu. W ten sposób rozumiał swą misję. Dla niego prawdziwe tworzenie, malowanie prowadziło do “wewnętrznego spalenia”. Pragnął żyć pośród swoich obrazów, razem z nimi. Dlatego też obsesyjnie przetwarzał intrygujące go motywy, w tym także motyw hiszpańskiej infantki.
Warto choć na chwilę przypomnieć oryginał Velazqueza, który stanowi odniesienie dla licznych interpretacji poznańskiego malarza.
To jedno z najbardziej rozpoznawalnych dzieł sztuki, uznawane za arcydzieło zarówno przez znawców, jak i artystów. Jednocześnie jedno z najbardziej niejednoznacznych obrazów, poddawany różnorodnym interpretacjom. Z pozoru mamy zwykłą scenę rodzajową z życia kilkuletniej infantki Małgorzaty Teresy, będącej córką króla Filipa IV i jego żony Marianny. Dziewczynka odziana w wyjątkowo uroczysty, pełen przepychu strój, charakterystyczną dla tej epoki suknię, usytuowana została w centralnej części obrazu. Wokół niej skupieni są liczni dworzanie. Ale tę pozorna równowagę burzy postać malarza stojącego na wprost swego dzieła, postaci rodziców infantki ukazani w odbiciu lustra czy dworzanin rozchylający kotarę w drzwiach, jakby oczekujący na przyjście tajemniczego gościa. Intrygująca jest również sceneria galerii obrazów licznie wiszących na ścianach. Żadna z postaci nie jest jednoznaczna, każda odgrywa swoistą rolę i opowiada indywidualną historię pełną wielu niedomówień.
Oczywiście w pierwszej chwili myślimy o tym, że Velazquez pokazuje majestat władców i ich córki, ich pozycję i znaczenie. Ale nasze myśli są zdekoncentrowane przez postać pewnego siebie, swojej wartości malarza wpatrzonego w swe tajemnicze dzieło. Czy maluje infantkę? Co tak naprawdę jest na obrazie? O czym tak intensywnie myśli? A może Velazquez przedstawia wpatrzonych w córkę rodziców przyglądających się z boku jej życiu, osobistej przyszłości i przyszłości Hiszpanii? A może bohaterem tego arcydzieła jest wszechobecna sztuka, malarstwo? Scena rozgrywa się w galerii obrazów, mamy postać malarza wraz z atrybutami, dokumentowany jest proces twórczy wraz z obrazem, niewidocznym dla widza.
Co natomiast czyni Jerzy Piotrowicz z dziełem Velazqueza? Przejmuje postać infantki będącej centralnym motywem transpozycji Jerzego Piotrowicza. Postać, która pojawia się na wszystkich obrazach z tej serii, młodsza, ale też nieco starsza od pierwotnej, pokazana jako kobieta dojrzała. Artysta podkreśla jej tak charakterystyczną suknię, pokazywaną w najrozmaitszych konfiguracjach. Natomiast nie zawsze odtwarza wszystkich bohaterów dzieła Velazqueza. Powiem więcej wprowadza nowych bohaterów usytuowanych w tworzonych przez artystę układach i rolach.
Na obrazach powyżej, infantka z wydatnie rudymi, prawie pomarańczowymi włosami stoi przy stole pośród towarzyszących jej mężczyzn. Mnie wręcz kojarzy się z układem ostatniej wieczerzy z charakterystycznymi elementami jak kielich i wino.
Z kolei na innym obrazie mamy zachowany układ postaci, jednakże rozmytych, niewyraźnych, jakby tylko zarysowanych wraz z odbiciem w lustrze czy postacią kamerdynera w drzwiach.
Ten sam układ, ale pozbawiony charakterystycznej kolorystyki, będący jakby odbitką obrazu, pewnego rodzaju negatywem dworskiej fotografii.
Tutaj z kolei Piotrowicz koncentruje się tylko na infantce. Jej postać z charakterystyczną, w ostrej tonacji sukni wypełnia cały obraz. Nie ma miejsca na pozostałe postaci. Rudo-pomarańczowe włosy bohaterki wprowadzają ruch i ekspresję a jednocześnie skupiają na sobie uwagę.
Na kolejnym obrazie towarzyszem infantki jest postać śmierci w kapeluszu. To przypominająca ślubną, fotografia. A może zapowiedź szybkiego odejścia infantki Małgorzaty z ziemskiego padołu? Trochę kojarzy mi się ze stylem Marca Chagalla, choć postaci Piotrowicza są mocniejsze, jakby cięższe, bliższe ziemi. Brakuje charakterystycznej dla Chagalla lekkości, motywu unoszenia się, ale kolorystyka jest bardzo zbliżona chagallowskiej.
Oczywiście nie może zabraknąć motywu byka, walki z tymi zwierzętami. Sceneria tego obrazu przypomina arenę, na której rozgrywają się walki byków . Infantka umiejscowiona jest w centrum rozgrywającej się na oczach publiczności walki człowieka ze zwierzęciem.
Piotrowicz ciągle poszukuje nowych układów z infantką, wprowadza charakterystyczną suknię, ale wzbogaca ją w poprzeczne pasy. Pojawiają się liczne postaci, także zwierząt,otaczające infantkę. Obrazy przypominają rodzinne fotografie, z których spoglądają ich bohaterowie w dość sztucznych pozach.
Na koniec warto zwrócić uwagę na obraz przedstawiający infantkę malowaną przez małpę. W dosadny sposób, wręcz nachalnie Piotrowicz przyrównuje malarza, artystę do małpy. Dlaczego? Czy to jego interpretacja roli malarza – bezmyślnego naśladowcy rzeczywistości?
Czy jednak jej interpretatora?
To niezmiernie ciekawe spojrzenie na sam proces twórczy , który Piotrowicz próbuje utrwalić w swoich dziełach. Odsłania nam warsztat artystyczny i odkrywa częściowo tajemnice tworzenia.
Oczywiście moje dzisiejsze refleksje skoncentrowane są na wybranym motywie w twórczości Jerzego Piotrowicza. Fascynacji artysty było znacznie więcej. W Muzeum Narodowym można obejrzeć także doskonałe martwe natury, choć dla mnie nie tak intrygujące, jak wszechobecne infantki spoglądające na widzów.
Wystawa trwa zadziwiająco krótko, tylko do 2 kwietnia. Nie warto więc zwlekać, ale po prostu przekroczyć progi poznańskiego muzeum…
Ja natomiast spróbuję odwiedzić pozostałe wystawy w miejskich przestrzeniach przybliżające bogatą twórczość artysty: “Arkę”, “Czarne i białe”, “Zuzannę” czy Sztandary spektaklowe i inne malarskie realizacje w Teatrze Ósmego Dnia.