Kilka ostatnich dni urlopu spędziłam w Krakowie. Nareszcie mogłam spokojnie zaplanować czas na muzea i wystawy. Rzecz jasna, nie byłam w stanie zobaczyć przez ten krótki okres wszystkiego, co chciałabym, ale niedosyt, nawet krótkiej podróży, zawsze ma swój urok. Nawet go lubię.
Trafiłam na prawdziwie letnią aurę, więc Kraków objawił się mi w pełnej krasie. Atmosfera wielojęzycznego tłumu turystów dodawała moim wędrówkom szczególnego kolorytu.
Moja fascynacja sztuką Józefa Mehoffera zaskutkowała także wizytą w domu przy ul.Krupniczej 26, gdzie mieszkał i pracował, domu zwanym Pałacem pod Szyszkami. Odwiedziny rozpoczęłam od obiadu w dawnym ogrodzie artysty. Zapragnęłam poczuć atmosferę tego miejsca, a jedzenie posiłku i delektowanie się pyszną kawą na świeżym powietrzu należy do wyjątkowych przyjemności.
Poniżej brama prowadząca do ogrodu ukrytego od południowej strony budynku.
Ogród został odtworzony według projektu malarza. Odnosi się wrażenie, iż wymaga jeszcze kilka zabiegów. Wyczuwa się wyjątkową atmosferę tego miejsca. A jeśli jeszcze ma się świadomość, że w tym właśnie domu przyszedł na świat 15 stycznia 1869 roku inny wybitny polski artysta, także związany z Krakowem – Stanisław Wyspiański – to sytuacja staje sie szczególna. Dodam ponadto, że Mehoffer urodził się w tym samym roku, co autor “Wesela”. Historia zatacza koło…
Przyznam, zazdroszczę, oczywiście życzliwie, Krakowianom, iż mogą tu wejść na szybką kawę i skoncentrować się na swoich problemach, porozmawiać z przyjaciółmi, podelektować się urodą ogrodu.
Po niezłym obiedzie, weszłam do wnętrza domu. Ten niewielki obiekt należy do świetnie zachowanych, odtwarzających inną epokę, zamiłowania artysty i historię rodziny Mehofferów. Dla mnie największą wartość stanowią prace artysty, które można podziwiać bez pośpiechu, z bliska i z namaszczeniem. Gdybym mogła, swoje mieszkanie ozdobiłabym ulubionymi obrazami czy rzeźbami, nawet z lekką przesadą….Wiem, że wnętrza pokryte od góry do dołu obrazami nie są łatwe w oglądaniu, ale ten sposób pokazywania dzieł bardzo mi odpowiada.
Mehoffer kupił nieco zniszczony i zdewastowany po poprzednich użytkownikach dom w 1932 roku, znał jego ciekawą przeszłość. Może to nawet ona właśnie przeważyła w podjęciu decyzji w sprawie zakupie nowego lokum.Oczywiście dokonał wielu zmian w układzie poszczególnych pomieszczeń, dostosowując dom do potrzeb swoich bliskich. Zajął się również ogrodem. Niestety wybuch wojny nie pozwolił na dokończenie remontu, do którego powrócił w lepszych czasach. Ze względu na niemożność korzystania ze swojej pracowni na krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, budynek na Krupniczej stał się także miejscem jego pracy twórczej.
Na początek klatka schodowa z pięknymi drewnianymi schodami i słynnymi ozdobami w kształcie szyszek, od których wzięła się nazwa Pałac pod Szyszkami.
Z niewielkiego holu na parterze wchodzi się do części reprezentacyjnej domu, który tworzy pokój stołowy, salon i biblioteka. Salon łączy się tarasem prowadzącym do ogrodu. Wnętrza ozdobione są projektami witraży, studiami rysunków i rzecz jasna obrazami Mehoffera.
Na ścianach zauważyć można rysunki, portrety znajomych malarza. Pomieszczenia wzbogacono o meble z epoki, w części podarowane muzeum lub oddane w depozyt przez wnuka artysty Ryszarda Mehoffera. Poniżej wspaniały sekretarzyk.
Nieprawdopodobna wyobraźnia malarza, giętkość i miękkość linii, jakby zapowiedź “Zaczarowanego ogrodu”.
Jak wspomniałam ogromną wartością jest kontakt bezpośredni, trochę niemuzealny ( mimo że jesteśmy w muzeum) z twórczością Mehoffera. Kobieta w długiej czarnej sukni to portret Zofii Minderowej z 1923 roku zatytułowany “Róża Saronu”.
Uwielbiam autoportrety artystów. Odzwierciedlają postrzeganie samego siebie, poprzez swoje widzenie świata i otaczającej rzeczywistości, poprzez doświadczenia. Czasami bardzo realistyczne, niekiedy z poczuciem humoru, inne z próbą zapisu własnego wnętrza. Utrwalenie siebie samego. Takie artystyczne “selfie” lub rodzaj pamiętnika.
Poniżej jeden z wielu autoportretów Mehoffera.
Poniżej natomiast obraz zatytułowany “Czerwona parasolka” z 1917 roku (“Red Umbrella”), pasujący do letniej atmosfery ogrodu.
Salon – to serce domu, miejsce reprezentacyjne. To tutaj spotykali się Mehofferowie ze znajomymi i przyjaciółmi. Tutaj kwitło życie towarzyskie. Rozmowom, pewnie także o sztuce towarzyszyła muzyka. Stąd fortepian, na którym grali także goście, ale również zapraszani artyści. Inicjatorką wielu spotkań była żona malarza – Jadwiga z Janakowskich, kobieta wykształcona o artystycznej duszy. Na piętrze domu, w pomieszczeniach prywatnych, można zobaczyć kilka obrazów jej autorstwa. Nie mam wątpliwości, że wpływała na urządzanie wnętrz krakowskiego domu Mehofferów.
Na ścianie, przy której stoi fortepian, rozwieszono charakterystyczną tkaninę, wykorzystywaną w niektórych dziełach Mehoffera. Materiał pochodzący z XVIII wieku, zwany “chinoisene” stanowi istotną ozdobę salonu. Na instrumencie natomiast usytuowana jest rzeźba Ksawerego Dunikowskiego z 1900, odzwierciedlająca głowę mężczyzny.
Na piętrze wartym zauważenia jest pokój urządzony w stylu japońskim, z wieloma grafikami, dość wiernie odtworzony przez konserwatorów. Mehoffer zgromadził ich ponad pięćdziesiąt. Grafiki stanowią wyjątkową ozdobę pokoju, chociaż niełatwo się je ogląda, ze względu na słabą dostępność do wnętrza. Zachowano także charakterystyczny kolor ścian tego pomieszczenia, na zdjęciach widoczny jako czerwony, ale w rzeczywistości to odcień wina.
Moją uwagę zwrócił znakomity obraz 1904 roku pt.”Portret żony” ( na letnim mieszkaniu) utrzymany w pięknej, stonowanej kolorystyce. Mehoffer poświęcił żonie wiele rysunków i obrazów, portretował ją w rozmaitych sytuacjach. Przez te dzieła wyczuwa się uczucia artysty, zachwyt małżonką i jej niepodważalnym gustem.
Często zastanawia mnie fakt, że nasi polscy, doskonali artyści z przełomu XIX/XX wieku ( chociaż nie tylko) należą do tak słabo rozpoznawalnych za granicą.W pewien sposób mnie to boli. Do nich należy także Józef Mehoffer mimo oczywiście wielu dzieł rozproszonych po Europie, a zasługują na zdecydowanie większe zainteresowanie i uwagę. Niewątpliwie taką okazją są wystawy (w kraju i poza Polską) ich twórczości i wydarzenia im towarzyszące. Ale to my – Polacy- musimy zabiegać o to, by inicjować tego rodzaju projekty czy eventy. Słuszność tej drogi udowodniła wystawa obrazów Andrzeja Wróblewskiego zorganizowana w Warszawie, a następnie w Madrycie. W Hiszpanii obejrzało ją ponad sto trzydzieści tysięcy widzów. To ogromny sukces organizatorów. Kto o tym wie?
Przed wejściem do muzeum można zobaczyć plakaty z wystaw Mehoffera.
Mehoffer – to malarz, ciągle mnie fascynujący, coraz mocniej. Tym bardziej ucieszyła mnie wizyta w jego domu.
A obiad w ogrodzie artysty będę długo pamiętać…