Po okresie krótkiego, aczkolwiek dotkliwego wyłączenia z codzienności, także zawodowej spowodowanej problemami zdrowotnymi, znowu ruszyłam na wystawy, choć jednym z nielicznych plusów ostatniego miesiąca było odzyskanie czasu dla siebie, w tym na pisanie bloga o mojej fascynacji sztuką i czytaniem literatury na ten temat.
Nie miałam kłopotów z wyborem miejsca, gdyż od ponad tygodnia oczekiwałam już z niecierpliwością, a nawet dziecięcą radością na spotkanie z artystycznym światem Leona Tarasewicza, jednego z najbardziej rozpoznawalnych polskich twórców.
W ten sposób trafiłam do Galerii “Ego” w Poznaniu i zmierzyłam się z jego “świetlnymi obrazami” a może obrazami światła i koloru. Ale o tym za moment.
Ci, którzy szczególniej przyglądają się poznańskim wydarzeniom kulturalnym z pewnością pamiętają projekt z 2003 roku zatytułowany “Tarasewicz dla Poznania”, którego inicjatorką była Joanna Madelska, założycielka Galerii “Ego”. Artysta “otulił” swymi tak charakterystycznymi obrazami wypełnionymi zielono-zółtymi pasami kolumnadę Teatru Wielkiego. W dość dusznym, nieco opornym na sztukę Poznaniu coś zaiskrzyło, o czymś się rozmawiało, coś wyrwało mieszkańców z codzienności i wypadało się ustosunkować do pomysłu białostockiego malarza, nawet wątpiących w sens przedsięwzięcia.
Mnie pomysł niezmiernie poruszył i zaintrygował. Jak wiecie uwielbiam prowadzenie artystycznych dialogów w czasie i przestrzeni, “rozmów” wprowadzających nowe estetyczne przeżycia i nowe postrzeganie rzeczywistości. Ten twórczy zabieg uwieczniłam na rodzinnych fotografiach, stanowił także pretekst do porozmawiania o sztuce, z nastoletnią wtedy córką.
Jakość zdjęć nie jest najlepsza, ale fotografie pochodzą z czasów przedcyfrowych, więc to,co pokazuję to de facto zdjęcia starych fotografii gromadzonych w albumach ( zrobiło mi się nawet żal, że już nie kolekcjonuję zdjęć w ten sposób…)
Rewelacyjnym pomysłem było ocalenie projektu i przeniesienie go do przestrzeni Starego Browaru będącego współcześnie już wizytówką, ośmielę się nawet rzec symbolem Poznania. Próba połączenia sztuki z biznesem propagowana przez Grażynę Kluczyk otworzyła stolicę Wielkopolski na Europę. Tym razem “otulone” obrazami Leona Tarasewicza zostały kolumny przy ruchomych schodach, usytuowanych w starej części centrum handlowego. Intryguje mnie, ile z tych tysięcy zabieganych klientów ma świadomość dzieła sztuki, z którym się stykają. Czy wiedzą, że stworzył je polski, wyjątkowy artysta konstruujący świat swoich dzieł tylko na bazie kolorów podstawowych pokrywając je pasami lub plamami tworzącymi nowe zderzenie kolorystyczne, utożsamiający się z białoruskim pochodzeniem i kulturą, twórca licznych wystaw krajowych i zagranicznych, wykładowca artystycznych uczelni, autor wielu projektów wypełniających swymi koncepcjami przestrzenie publiczne, także komercyjne ?
Tak prezentują się kolumny Leona Tarasewicza w Starym Browarze dzisiaj…
Wkomponowane w strukturę tego miejsca doskonale wpisują się w atmosferę centrum handlowego, tworzoną przez niekończący się tłum ludzi, gwar i dynamikę. Wnoszą ciszę, tęsknotę za naturą. Czasami ich już nie zauważamy…. I ja zapragnęłąm wpisać się kolorystycznie w ideę artysty.
Zabieg wychodzenia ze sztuką do publiczności masowej w obiektach pozamuzealnych jest jak najbardziej celowy. Dzieła sztuki nie mogą się kojarzyć tylko z muzeami czy wystawami, niedostępnymi ze względu na ceny biletów. Chociaż z drugiej strony tak wiele zależy od samego odbiorcy, od jego osobowości, wiedzy i wrażliwości. Jan Parandowski w swej książce “Mój Rzym” powiedział : “Nie ma spraw obojętnych ani banalnych w tym mieście, jeśli się samemu nie przyniosło ze sobą banału i obojętności. Każdy ma taki Rzym, na jaki zasługuje: albo go powiększa, albo uszczupla”. Można parafrazować i wstawić zamiast pojęcia Rzym – Sztuka.
Wróćmy jednak na wystawę w Galerii “Ego”.
Pierwsze, co mnie uderzyło, to skupienie się artysty na pojedynczym kolorze poddanym działaniu światła wydobywającego się z wewnątrz obrazów, ale także światła dnia. Tarasewicz zmusza do kontemplacji barw, z którymi pracuje od początku swojej drogi twórczej. Jest konsekwentny w swych zainteresowaniach, ale jednocześnie szuka nowej ekspresji, kontekstu. Eksperymentuje.
Kolor i światło zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne wzajemnie się przenika, oddziałuje, ale to światło odrywa znaczącą rolę. Jest nieprzewidywalne i zmienne, bez kontroli. To ono wpływa na kolor i jego odbiór, na odczuwanie odbiorcy, o czym wspomina zresztą Steen Eiler Rasmussen w swej znakomitej książce “Odczuwanie architektury”. Twierdzi, że “sztuki w ogóle nie należy wyjaśniać – należy ją odczuwać. Może zatem należy skupić się na indywidualnym odbiorze, poddać się wrażeniom i przeżyciom? Pozornie proste dzieła Leona Tarasewicza, zminimalizowane do wybranych odcieni, zmuszają widza do głębokiej refleksji.
Mnie od razu przyszedł do głowy spektakl teatralny pt. “Sztuka”, jaki widziałam trzykrotnie w Teatrze Nowym w Poznaniu. Trzech kolegów spotyka się, aby obejrzeć nader cenny obraz zakupiony przez jednego z nich. Na pokrytym białą farbą płótnie są trzy białe linie. Dzieło jest niezrozumiałe. Każdy z przyjaciół widzi w obrazie zupełnie co innego, a on sam staje się przyczyną poważnego konfliktu pomiędzy bohaterami. To spektakl o odmiennym, czasami całkowicie sprzecznym postrzeganiu świata, otaczających nas ludzi. Wszystko wypływa z człowieka. Tak będzie również z odbiorem obrazów Tarasewicza, z ich odczuwaniem, myślami towarzyszącymi ich oglądaniu…
Leon Tarasewicz w swoich świetlnych obrazach idzie jeszcze o krok dalej, głębiej. Oprócz przeżywania kolorów, tych które go ciągle, nieprzerwanie fascynują, proponuje podział kolorów na części, dzieli je jeszcze mocniej. Wciąż szuka…
Pozostaje jednak wiernym swym wcześniejszym zainteresowaniom i dokonuje zestawienia podstawowych barw umieszczając obrazy w scenerii półowalnego pokoju, przeplatając je rzędem okien, widzianych w różnych porach dnia.
Na wystawie można obejrzeć także film o twórczości artysty. Należy go zobaczyć obowiązkowo. Niewątpliwie ułatwia zrozumienie sztuki, artystycznych poszukiwań malarza, pokazuje złożoność inspiracji Tarasewicza i jego oddziaływanie na innych ludzi.
Film pozwolił mi na głębsze wejście w świat artysty, który ze swej natury widzi więcej i intensywniej, a nam odbiorcom pozwala na zrozumienie otoczenia.
Spoglądam na świetlne obrazy Tarasewicza ponownie, przekrojowo poprzez pryzmat niewielkich pomieszczeń galerii.
Teraz czekam z niecierpliwością na kolejny projekt “Tarasewicz dla Poznania”….