Gino Severini, Grande natura morta con la zucca, 1917 (Large Still Life with Pumpkin)
W ubiegłym roku, w sposób wyjątkowy, spełniły się moje marzenia dotyczące “podróży ze sztuką”. Odbyłam ich sporo, w tym trzy niezapomniane do Italii. Czuję się więc niezwykle spełniona pod tym względem. Otrzymałam szansę odwiedzenia wielu znakomitych, znanych i popularnych muzeów, jak i obiektów, do których zdecydowanie rzadziej się zagląda. Te ostatnie są zresztą zawsze warte szczególnego zainteresowania, gdyż często w takich miejscach można odnaleźć fascynujące dzieła artystycznej wyobraźni twórców. Nie wspomnę o komforcie ich podziwiania.
Od wielu lat pragnęłam zmierzyć się z bogatą kolekcją zgromadzoną w Pinacoteca di Brera w Mediolanie, chcąc ujrzeć wreszcie słynny obraz zatytułowany “Zmarły Chrystus” Andrei Mantegna, poruszona jego okulusem widzianym przeze mnie w Palazzo Duccale w urokliwej i tajemniczej Mantui.
W drodze powrotnej z Toskanii “zahaczyłam” zatem na “chwilę” (czytaj: dwa i pół dnia) o stolicę Lombardii.
Mediolańskiej galerii sztuki uległam od razu, począwszy od przekroczenia progu imponującego i intrygującego budynku muzeum, a czym bardziej się zagłębiałam w niekończące sale ekspozycji, tym mój podziw dla tej przestrzeni muzealnej wzrastał. Nie mam żadnych wątpliwości, to nie jest muzeum na jednorazową wizytę, podobnie jak Musei Vaticani czy Galeria Uffizi. Muzeami na tym poziomie, najwyższym z możliwych, należy się nader powoli delektować, smakować je, mieć czas na chwilę refleksji i zastanowienia, na to, by przystanąć albo usiąść i się “zapatrzyć”. Pierwsze zetknięcie, to szalony, szybki i niestety łapczywy posiłek. W efekcie – człowiek pozostaje nienasycony…
Ale dzisiaj nie opowiem o skarbach, perłach malarstwa dawnego, jakie tam odnalazłam, które chwytają za serce i koją duszę. Moją opowieść o obrazach rozpocznę od wspaniałego zbioru włoskiego malarstwa współczesnego, z którym mogłam się w Brerze zetknąć i o którym od czasu do czasu pisuję na moim blogu. Malarstwo mało znane w Polsce, a i we Włoszech popularyzowane od jakiegoś czasu, poprzez szereg wystaw krajowych i zagranicznych. Pewnie przez kontekst złożonych i skomplikowanych powiązań bliższych lub dalszych, przynajmniej niektórych malarzy z ideologią Benito Mussoliniego, o czym nie mogę nie wspomnieć.
Gino Severini ( 1883-1966) to twórca, którego obraz otwiera dzisiejsze rozważania o sztuce.
Uczeń Giacomo Balla, zafascynowany był na progu swej drogi twórczej techniką dywizjonizmu i w tym duchu powstawały jego pierwsze obrazy. Pobyt w Paryżu, liczne kontakty z ówczesnymi malarzami m.in. Amedeo Modigliani, Raoul Dufy czy Georges Braque, stanowiły dla niego ogromne doświadczenie. Przełomu w jego karierze dokonała współpraca z Fillippo Tommaso Marinetti i przystąpienie do ruchu związanego z futuryzmem, przyjmującego we włoskim wydaniu rodzaj kubizmu, umożliwiającego analizę energii w obrazach, wyrażanie ekspresji i swoistego dynamizmu.
Gino Severini, Le Nord-Sud, 1912
Należy wspomnieć również, iż Severini stał się autorem najbardziej charakterystycznego dla futuryzmu dzieła, prezentowanego poniżej, zatytułowanego “Dynamiczny hieroglif na Balu Tabarin ” z roku 1912, znajdującego się aktualnie w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku.
Po roku1916 odchodzi od futuryzmu i podąża w stronę symbolizmu, szukając dalszej swojej artystycznej drogi.
Kiedy dostrzegłam ten obraz i następne, pomyślałam od razu, to Giorgio di Chirico !
Carlo Carra, La musa metafisica, 1917 ( The Metaphysical Muse)
I tu dokonałam odkrycia, nieznanego mi malarza, Carlo Carra (1881-1966). Ten nader interesujący artysta, nie do końca dochowywał wierności ideom ruchów i kierunków, w których powstawały jego obrazy. Zaczynał od futuryzmu i znany jest najbardziej z powstałego w 1911 roku obrazu pt.”Pogrzeb anarchistycznej Galli”, eksponowanego również w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Nowym Jorku.
Znajomość i fascynacja twórczością Giorgio di Chirico, zaowocowała w roku 1917, wspólną koncepcją obu artystów malarstwa metafizycznego, o której wspomniałam już w poście poświęconym właśnie Chirico.
W Brerze odnajduję jeszcze dwa obrazy z tego okresu, według mnie najbardziej interesującego dla Carra.
Carlo Carra, La camera Incantata, 1917 (The Enchanted Room)
Carlo Carra, Madre e figlio, 1917 ( Mother and Child)
Prace z tego okresu wyraźnie zawierają wszystkie elementy “pittura metafisica”: wielopunktowość perspektywy, postaci manekinów i posągów, oczywiście cienie żyjące własnym istnieniem. Świat funkcjonujący poza czasem, w innym wymiarze. Odnoszę wrażenie jednak, iż u Carra, inaczej niż u Chirico, ten świat jest jeszcze bardziej zamknięty, ciasny poprzez ograniczenie przestrzeni ścianami pomieszczeń, pokojów. Odczuwa się swoistą pustkę i osamotnienie, jakiś bezruch i bezuczuciowość.
Po roku 1920 Carlo Carra podąża już ku innemu malarstwu, tak odmiennemu od dotychczasowego, ku malarstwu pejzażowemu.
A my tymczasem przyjrzyjmy się kolejnemu artyście – Mario Sironi (1885-1961). Kiedy z daleka spostrzegam jego obraz – uśmiecham się. Dlaczego?
Mario Sironi, La Lampada, 1919 (The Lamp)
Uwielbiam takie sytuacje, kiedy spotykam świadomie lub niespodziewanie znane mi dzieło, zazwyczaj w trochę innych okolicznościach. Obraz “Lampa” widziałam na fascynującej, retrospektywnej wystawie twórczości Sironiego w Rzymie, w przestrzeni muzealnej, tak mi bliskiej, Complesso del Vittoriano http://www.comunicareorganizzando.it/mostra/sironi-1885-1961/
Obraz nawiązuje do koncepcji malarstwa metafizycznego Chirico i Carra. Odniesienie jest jednoznaczne. Ale Sironi szuka swego miejsca w sztuce. W roku 1922 należy do jednych z założycieli ruchu Novecento Italiano, który miał w swoich założeniach przywrócić powojenny porządek w sztuce europejskiej.
Niestety Mario Sironi w swojej artystycznej biografii ma okres zafascynowania faszyzmem, współpracy z Mussolinim. Nie mniej obrazy artysty, które pamiętam z rzymskiej wystawy, przedstawiające miasto, fascynujące się jego rozwojem, powtarzające motyw charakterystycznie skonstruowanych budynków, przypadły mi bardzo do gustu. Trzeba wtedy odłożyć na bok kontekst ideologiczny.
No i Umberto Boccioni (1882-1916), kolejny włoski futurysta, niestety krótko żyjący. W czasie manewrów wojskowych upada z konia i na drugi dzień umiera. Zanim zafascynował się futuryzmem, swe zainteresowania artystyczne kierował w stronę puentylizmu.
Umberto Boccioni, Rissa in galleria, 1910 ( Riot in the Galleria)
Należy do współzałożycieli “Manifestu futuryzmu” z roku 1909, razem z Carlo Carra, Fillippo Marinetti i Luigi Russolo.
Umbeto Boccioni, Autoritratto, 1908
Artysta wiele podróżował po Europie, w Paryżu zafascynował się impresjonizmem i post-impresjonizmem. Wykazuje również ogromne zainteresowanie rzeźbą. Niestety większość jego prac znana jest z fotografii, gdyż zostały zniszczone przez deszcz, w czasie bezmyślnego wystawienia ich w plenerze. Warto pokazać jednak najbardziej znane i bardzo dobrze zachowane dzieło pt. “Jedyne kształty ciągłości w przestrzeni” (1913).
Przedwczesna śmierć nie pozwoliła na rozwinięcie niewątpliwego talentu artysty.
Giorgio Morandi – tego malarza związanego praktycznie przez całe życie z Bolonią przedstawiłam bliżej w poście poświęconym jego wystawie w Complesso del Vittoriano w Rzymie.
A jakie dzieła odnalazłam w Brerze? Oczywiście martwe natury z powtarzającymi się motywami i przedmiotami oraz wyciszone, stonowane, wręcz zgaszone w kolorystyce pejzaże.
A oto młodzieńczy autoportret Morandiego…
Kończę nasz pierwszy spacer po wspaniałym, monumentalnym i niezmiernie bogatym mediolańskim muzeum.Przebywaliśmy jedynie w dwóch salach, ale i tak nie rozwinęliśmy jeszcze skrzydeł. Musiałam dokonać trudnego wyboru dzieł współczesnych włoskich artystów. Ominęłam bardzo wielu doskonałych i znanych powszechnie twórców m.in. Amedeo Modigliani i Picasso.
A zatem nie pozostaje mi nic innego, jak tylko zaprosić Was na kolejnę wizytę w Brerze…