Myślę, że każdy, kto zdecyduje się na prowadzenie bloga, czyli tak naprawdę jakiejś formy publicznego pamiętnika, zadaje sobie pytanie: po co chcę pisać i czy takie odsłanianie swoich myśli ma sens?
Piszemy właściwie o wszystkim, chyba już nie ma tematów tabu.
Zauważam w tym globalnym dzieleniu się myślami niezwykłą chęć nawiązywania kontaktów z innymi, chęć zaznaczenia swojej obecności.
Pewnie z tych samych powodów i ja przyłączam się do piszących.
Wprawdzie temat, jaki chciałabym poruszyć nie jest zbyt popularny, a może to tylko moje wrażenie.
Renne w Muzeum, czyli moje spojrzenie na sztukę poprzez peregrynacje po rozmaitych muzeach, wystawach czy innych przestrzeniach, gdzie można zetknąć się z tzw. dziełem. Rozumiem zatem pojęcie muzeum znacznie szerzej niż używa się go potocznie. Nie jestem odosobniona w takich sposobie myślenia, bo przecież już dzisiaj wiele miast czy ich fragmentów nazywa się muzeami np.Wenecja, Rzym czy Florencja.
Nie lubię po muzeach “włóczyć” się sama, ale towarzyszy mi w tych wędrówkach mąż lub córka.
Wtedy “na gorąco” można porozmawiać o tym, co się ogląda i co się czuje.
Sztuka – to dla mnie coś więcej niż samo jej oglądanie, to także przeżywanie, czasami wręcz egzaltacja ( jakkolwiek to źle nie zabrzmiało).
Ostatnio, kiedy opowiadałam o siedmiogodzinnym pobycie w Muzeach Watykańskich, mój rozmówca zadał mi pytanie, co można robić tyle czasu w muzeum? To bardzo istotne pytanie.
Mam nadzieję, że właśnie mój blog będzie na nie odpowiedzią.
P.S. z 11 czerwca
Bardzo cieszy mnie fakt, iż trzy miesiące, od kiedy zaczęłam pisać bloga , ciągle ktoś zagląda do powitalnego posta. To mnie motywuje do dalszego pisania i dodaje mi skrzydeł. Zauważam pewne Wasze preferencje w czytaniu. Zastanawiam się, skąd ta lekka niechęć do rzeźby? To tak interesujące formy przestrzenne…
, a ja mam tyle ciekawych opowieści na ten temat!
Miłego czytania…